Rejs Jachtem "Tango 780 Sport" po Mazurach.

Uczestnicy rejsu

W dniach 30.05 do 02.06. 2016 grupa uczniów z naszego gimnazjum poznawała tajniki żeglarstwa.

Dziennik Pokładowy – dzień pierwszy
31.05.2016r.
Dźwięk budzika. Tak, to dziś. Dziś urzeczywistnią się moje marzenia. Czeka mnie niesamowita przygoda. Dziś bowiem wyruszam w rejs po Krainie Tysiąca Jezior. Pomimo bardzo wczesnej pory i dużego zapasu czasu, ubieram się z energią, gotowy na wyzwania tego dnia. Praktycznie w pędzie sprawdzam, czy zapakowałem wszystkie potrzebne rzeczy, po czym wsiadam na rower i kieruję się do szkoły, ponieważ stąd ma wyruszyć nasza wyprawa. W spokojnej atmosferze upychamy bagaże do samochodu i wyruszamy w trasę. Droga do Rynu- to on będzie naszym punktem startu, mija nam szybko i w pogodnych nastrojach. Na miejscu już czeka na nas nasz jacht- "Tango 780 Sport", pięknie sklarowany robi dobre wrażenie. Po zaokrętowaniu się na łodzi wyruszyliśmy po zakupy, aby nabyć jedzenie potrzebne nam na czterodniowy rejs. Po zjedzeniu obiadu, przyrządzonego własnoręcznie, wyszliśmy z portu. Jako niedoświadczona załoga mieliśmy niewielkie problemy, dlatego na chwilę na łodzi zapanowała nerwowa atmosfera. Kiedy znaleźliśmy się mniej więcej w połowie Jeziora Ryńskiego, dopadła nas burza. W dotychczasową harmonię panującą na jachcie wdarły się emocje, jednak udało nam się przybić do brzegu i przeczekać burzę bez komplikacji. Później udaliśmy się kawałek dalej, na bindugę, aby spędzić na niej noc. Od razu po przybiciu, zabraliśmy się do swoich obowiązków. Wnet radośnie zapłonęło ognisko, na którym upiekliśmy sobie kiełbaski na kolację. Przy ognisku wieczór upływał nam bardzo miło. W międzyczasie wszyscy wzięliśmy kąpiel w zimnych wodach jeziora. Wszechobecne i krwiożercze komary wkrótce zapędziły nas do kajuty, gdzie po chwili wszyscy już spali. Tak upłynął nam dzień pierwszy naszej żeglarskiej przygody.
Dzień pierwszy relacjonował Piotr Dmowski.

Dziennik Pokładowy – dzień drugi
30.05.2016r.
Po pobudce na bindudze przy Zatoce Mrówki, Piotrek i Kamil zrobili przepyszne śniadanie - jajecznicę. Po zrobieniu klaru i wyczyszczeniu pokładu, ok. godziny 8:30 wypłynęliśmy w kierunku Mikołajek. Po postawieniu żagli, wpadł mi do głowy (czyli Konradowi) pomysł utworzenia grupy otwartej na Facebooku Mazury 2016 Ryn (aktualnie Mazury 2016). Po przebyciu kilku godzin, dopłynęliśmy do obozu kampingowego przy Mikołajkach , gdzie złożyliśmy żagle i przepłynęliśmy pod trzema mostami. Kiedy wpływaliśmy znowu na jezioro i chcieliśmy postawić żagle, mieliśmy mały problem z silnikiem. Po skończonej burzy z Kacprem poszliśmy po paliwo i olej. Nie było nas na jachcie całą godzinę. Po powrocie z zakupów Piotrek i Kamil dali nam na obiad ryż z klopsikami, który po przebyciu długiej drogi wyśmienicie smakował-szkoda, że nie było dokładek, takie pyszności. Po obiedzie wypłynęliśmy na Jezioro Mikołajskie i około godziny 17.00 dotarliśmy do ujścia Jeziora Śniardwy. Czekaliśmy aż dwie godziny, aby na nie wpłynąć , gdyż była burza. Po wielkich trudach dopłynęliśmy do Wyspy Czarciej, gdzie spotkaliśmy się z komarami, kleszczami i szczurami – nazwaliśmy ją „Dziką wyspą”. Wieczorem na ognisku były przepyszne kiełbaski na patyku. Po kolacji pan Piotr Bartosiak interesująco opowiadał nam, jak wyglądała jego misja wojskowa w Iraku i Afganistanie. Po zakończonym ognisku, udaliśmy się na spoczynek.
Dzień drugi relacjonował Konrad Czerski.

Dziennik Pokładowy – dzień trzeci
01.06.2016r.
Wstaliśmy rano, nie wszyscy razem. Było to bardziej nieregularnie niż zawsze. Najpierw wstał nasz opiekun, potem starsza grupa załogi, a następnie ta młodsza. Ostatni wstałem ja. Rano, standardowo, Pan Piotr wypił bardzo mocną kawę z cukrem, następnie mój kolega Piotr sporządził pyszne śniadanie, czyli jajecznicę. Po kilkunastu minutach porannego zamieszania wypłynęliśmy z dotychczasowej bindugi (szuwar) na wyspie Czarciej, nieopodal wyspy Pajęczej i przepłynęliśmy spory kawałek na środek jeziora Śniardwy. Potem wpłynęliśmy na jezioro Mikołajskie. W Mikołajkach Piotrek z Kamilem położyli maszt przy kei, a reszta poszła do sklepu. Następnie przepłynęliśmy pod mostami. Zaraz za linią wysokiego napięcia na Tałtach, w uroczej zatoczce postawiliśmy maszt i na żaglach popłynęliśmy w stronę jeziora Ryńskiego. Przy przejściu na to jezioro zaczął wiać niebezpieczny, porywisty wiatr spod ogromnej burzowej chmury. Zrzuciliśmy żagle i na silniku udaliśmy się do najbliższej zatoki na nocleg. Udało nam się uciec przed burzą, a z mokrego drewna rozpaliliśmy ognisko. Urok tego pięknego wieczoru skusił nas do śpiewania szant przy dźwiękach gitary. Byliśmy tak wyczerpani tym ciężkim dniem, że szybko usnęliśmy.
Dzień trzeci relacjonuje Kacper Ostrowski.

Dziennik Pokładowy – dzień czwarty
02.06.2016r.
Na wycieczce pod żaglami było wiele przygód. Ostatni dzień był dosyć spokojny, biorąc pod uwagę poprzednie dni. Nie mieliśmy długiej trasy do portu, ponieważ miejsce na bindugę wybraliśmy blisko portu, w którym mieliśmy oddać jacht.
W czwartek wstaliśmy około godziny ósmej trzydzieści, mimo determinacji pana Bartosiaka, który podjął kilka prób obudzenia nas wcześniej. Pierwszym ze sposobów na wyrwanie nas z drzemki był budzik, który wydawał dźwięk miauczenia kota– jednak nie był to problem; po chwili telefon został zlokalizowany a budzik wyłączony. Więc nasz Kapitan wyciągnął ciężki arsenał, a mianowicie włączył radio ze swoimi ulubionymi piosenkami. Po kilku sekundach radio zostało pozbawione zasilania, przez niezidentyfikowanego sprawcę. Reakcja naszego opiekuna była natychmiastowa. Przywrócił zasilanie i zakazał wyłączania i przyciszania radia, które grało na pełen regulator. Rad nie rad musiałem wstać z koi i wraz z Piotrkiem przygotować śniadanie. Po śniadaniu, wypłynęliśmy na jezioro, gdzie klarowaliśmy pokład. Gdy jacht lśnił postawiliśmy żagle i wykonaliśmy manewr człowiek za burtą. Przedmiot udający człowieka wyłowiliśmy za drugim podejściem. Po manewrach przeszliśmy do pakowania się. Podczas wchodzenia do portu mieliśmy drobne trudności, ponieważ porywisty wiatr zepchnął nas na pomost. Pan Bartosiak wraz z Piotrkiem odepchnęli się od pomostu pagajem, który połamał się na trzy części, jednak łódź nawet nie musnęła betonowego pomostu, (armator uznał nasz manewr za poprawny a wykorzystanie pagaja jako pychówki uzasadnione i nie obciążył nas kosztami). Kiedy dobiliśmy do portu, posprzątaliśmy całe wnętrze jachtu. O godzinie jedenastej trzydzieści wyjechaliśmy z Rynu. W Ostrowie zatrzymaliśmy się na pizzę. Do Mińska przyjechaliśmy o szesnastej i rozeszliśmy się do domów.
Wyjazd na żagle był bardzo ciekawą przygodą i już nie mogę się doczekać następnego, który odbędzie się w wakacje lub na początku następnego roku szkolnego. Uważam, że pan Bartosiak dał się poznać nie tylko jako dobry kapitan ale także jako wspaniały wychowawca, który rozumie młodzież i jej problemy. Dzięki temu ma z nią dobry kontakt.
Dzień czwarty relacjonował Kamil Wańko.

sport, Szkoła gimnazjalna, turystyka, wycieczki