5 października - wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej, Apostołki Bożego Miłosierdzia

Przeczytaj wywiad z panią Barbarą Dąbrowską. Pani Barbara jest krewną błogosławionej siostry Faustyny – patronki Łodzi. Zgodziła się przytoczyć wspomnienia swojej matki, stryjecznej siostry świętej Faustyny.

Jak bliski jest stopień pokrewieństwa między panią a św. Faustyną Kowalską?
Mój dziadek i ojciec Faustyny (a właściwie Heleny – bo tak miała na imię) byli braćmi. Moja mama i św. Faustyna były stryjecznymi siostrami. Razem wzrastały i przyjaźniły się. Ja niestety nie mogłam poznać osobiście Faustyny (z racji wieku, urodziłam się już po śmierci Faustyny), ale bardzo dużo opowiadała mi o niej moja mama.

Może coś o środowisku, w którym dorastała, miejscowości, ludziach?
Urodziła się w Głogowcu, chrzczona w parafii Świnice Warckie, tam gdzie i ja. Nasza rodzina to rolnicy. Niestety posiadający mało ziemi a dużo dzieci. Warunki materialne były ciężkie.

Jak wyglądała Faustyna wspominana przez mamę?
Z całą pewnością nie była taką pięknością jak przedstawiają ją na niektórych obrazach i obrazkach. Moja mama pamięta ją jako zwyczajną, rudawą i nieco piegowatą dziewczynę o przeciętnej urodzie. To co było w niej pięknego zrozumiałam po słowach pewnego duchownego, który będąc w domu rodzinnym Faustyny oglądał jej fotografię, szepnął: „I po co oni tak Cię upiększają, przecież Ty i tak jesteś piękna”. Zrozumiałam wtedy, że piękno Faustyny polega na jej głębokiej wierze.

Kiedy pani mama dostrzegła, że Faustynę jednak coś różni od jej rówieśniczek?
Cała nasza rodzina była bardzo religijna, więc tym akurat się nie wyróżniała. Wyrywały jej się natomiast uwagi nietypowe dla jej wieku dotyczące nieba, gwiazd. Często jako mała dziewczynka patrzyła w niebo i mówiła do mojej mamy: „Zobacz jakie te gwiazdy są piękne”. Owszem, chodziła też na zabawy, ale tylko na te, które były połączone z akcjami charytatywnymi. Pierwsze objawienie miała w łódzkim parku Wenecja. Miała wtedy 22-23 lata. Było to właśnie podczas jakiejś zabawy. Tańczyła i w pewnym momencie ukazał jej się Pan Jezus i spytał - jak długo będzie Go jeszcze zwodzić? Faustyna od razu pobiegła do katedry, upadła krzyżem i modliła się.

Jaka była reakcja rodziców na wiadomość, że ich córka chce wstąpić do zakonu?
O, nie chcieli jej na to pozwolić! Wiadomo, że do zakonu trzeba było wnieść jakiś posag, a tam była raczej bieda. Ale Faustyna była uparta, sama postanowiła na to zapracować. Pracowała jako pomoc domowa w Aleksandrowie i w Łodzi.

Czym kierowała się siostra Faustyna przy wyborze zakonu?
Faustyna nie miała pojęcia do którego zakonu ma wstąpić. Stojąc na warszawskim peronie z bagażem zaczęła modlić się do Pana Jezusa o natchnienie, gdzie ma się udać. Jezus jej pomógł. Gdy udała się w kierunku przez Niego wskazanym napotkała na swej drodze kolejno trzy klasztory. W pierwszych dwóch usłyszała – no cóż, teraz nie ma przyjęć. Przykro nam. W trzecim klasztorze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy ul. Żytniej siostra też powiedziała, że przyjęć już nie ma. Jednak gdy Faustyna już odchodziła, nie wiadomo dlaczego, ale siostra krzyknęła żeby się zatrzymała i… została u nich.

Jak dalej przebiegała jej droga zakonna?
Została w Warszawie – tam odbyła nowicjat. Później była w Płocku (tam po raz pierwszy ujawniła jej się wizja Jezusa Miłosiernego uwieczniona później przez malarza według jej wskazówek) później jakiś czas przebywała w Wilnie – tam powstał ten święty obraz. Koniec swojego życia spędziła w Krakowskich Łagiewnikach, tamże zmarła.

Czy wierzono w jej objawienia?
Raczej spotykała się z niedowierzaniem. Wielu w nie wątpiło. Także jej spowiednik – ks. Sopoćko nie od razu jej uwierzył. Nawet była poddawana badaniom psychiatrycznym. Jednak objawienia nie znikały. Doznała ich nawet w dniu swojej śmierci. Miała wtedy 33 lata – tzw. Jezusowy wiek. Według tego, czego rodzina dowiedziała się o jej śmierci od sióstr, przyszła święta powiedziała do tych czuwających przy niej: „idźcie spać, ja jeszcze nie umrę”, więc odeszły. Potem zaczęła się modlić żaląc się Jezusowi, że ją opuścił. Wtedy Pan Jezus ukazał jej się…

Wszystkie objawienia dotyczyły Jezusa?
Nie. Miała jeszcze objawienie przed komunią, podczas podniesienia Sakramentu. Wtedy ukazała jej się Maryja, która daje jej Dzieciątko…
Miała dużo objawień. Przewidziała nawet wybuch II wojny światowej. Właściwie, dopiero teraz te jej wizje układają się w jakąś całość.
A wracając jeszcze do tego obrazu – Pan Jezus kazał jaj namalować go, ale ona odpowiedziała, że nie umie, nie potrafi. Wtedy usłyszała: „ważna jest piękność w sercu, nie w farbie”.

Czy była pani obecna przy beatyfikacji i kanonizacji św. Faustyny?
Św. Faustyna za życia potrafiła być w jednym miejscu i widzieć drugie. Potrafiła być w Łagiewnikach i w tym samym czasie widzieć Plac św. Piotra.
Podczas kanonizacji umieszczony był telewizorek, na którym było widać Łagiewniki, modlących się tam ludzi. Ojciec Święty – Jan Paweł II patrząc na to, to tak się uśmiechał!…
Pamiętam również jak podczas konsekracji Bazyliki w Łagiewnikach Ojciec Święty powiedział takie słowa: „Z tego miejsca rozejdzie się miłosierdzie na cały świat”.
W pamięci mam również pobyt w Rzymie. Pojechałam tam razem z kuzynkami. Miejsce miałam bardzo daleko od ołtarza. Jeszcze było dużo czasu do rozpoczęcia uroczystości, więc podeszłam bliżej barierek. Zrobiło mi się smutno, że jestem tak daleko i zaczęłam płakać. Przy barierkach siedziały siostry. Jedna z nich spytała dlaczego płaczę? Odpowiedziałam, że jestem z rodziny Faustyny, ona zostaje świętą a ja jestem tak daleko, nie mam zaproszenia by być bliżej (bo trzeba było mieć) i bardzo mi smutno z tego powodu. Siostry uśmiechnęły się i wzięły mnie do siebie. Gdy przechodziła obok jedna z sióstr zajmujących się organizacją uroczystości, przemiłe zakonnice zawołały ją i opowiedziały jej o mnie. A ona otworzyła książeczkę i daje mi bilet, zaproszenie na górę do prezbiterium!...
Wolontariuszka od razu mnie zaprowadziła tam na górę i siedziałam w drugim rzędzie, zaraz za kardynałami, na trzecim miejscu od Placu św. Piotra. Po jednej stronie siedział dowódca włoskich karabinierów, po drugiej ksiądz. Wytworzyła się nieco zabawna sytuacja, gdyż on myślał, że jestem Włoszką, a ja, że on jest Włochem! Dlatego w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Dopiero, gdy mruknęłam pod nosem jak szedł któryś z naszych polityków: „o, rząd polski idzie”, on zdziwiony pyta się mnie: „pani Polka?”
Naszych łódzkich biskupów widziałam w koncelebrze: bp Ziółek, bp Lepa, ówczesny sekretarz i przyjaciel papieża – ks. Bp. Stanisław Dziwisz oraz Pierre Marini.
Później okazało się, że z rodziny tylko ja byłam tam na górze, tak blisko kochanego Ojca Świętego. Moi kuzyni mieli miejsca mniej więcej tak jak ja na początku.
Przydarzyła mi się jeszcze jedna zabawna historia. Przejęta miejscem w jakim się znajdowałam, uroczystością, bliskością naszego ukochanego papieża, zapomniałam się i wyciągnęłam rękę chcąc dotknąć szaty Jego świątobliwości. Jednak czujny gwardzista szwajcarski karcąco uderzył mnie po ręce, przypominając o niestosowności tego gestu.

Szkoła podstawowa, Szkoła gimnazjalna, Szkoła licealna