Już w szkole można dotknąć chmur

Olga Nowak, kl. IIg

Dziewczęcym okiem :)

W ramach pracy nad szkolnym projektem wyjechałam wraz z klasą II Salezjańskiego Gimnazjum w Mińsku Mazowieckim do Wyższej Oficerskiej Szkoły Sił Powietrznych do Dęblina. Byłam też w tamtejszym muzeum lotniczym. Dowiedziałam się, czym różni się szkoła wojskowa od cywilnej. Na jakim sprzęcie młodzi piloci uczą się podczas studiów i czy studiowanie polega tylko na lataniu .

Szkoła wojskowa lepsza od cywilnej?

Już na samym początku wycieczki w zadumę wprowadziły mnie słowa naszego energicznego przewodnika, pana Wiesława Świerkowskiego , człowieka doświadczonego, przed którym na przemian chyliły się głowy, bądź salutowano. Okazało się, że obecnie dęblińska szkoła dzieli się na dwa typy - wojskową i cywilną. W tej pierwszej jest lepiej - zapewniał odziany w mundur mężczyzna. Studenci uczą się nieodpłatnie, mają zapewnione miejsce w akademiku, otrzymują służbową odzież, wyżywienie, a nawet tysiąc złotych stypendium. Raj na ziemi! Po ukończeniu szkoły absolwenci mają zapewnioną pracę w jednostkach wojskowych. Raj po raz drugi! Cywile natomiast muszą płacić za naukę i to dużo . Nie mają powyższych uprawnień socjalnych, o pracę muszą starać się sami . Dostają ją zarówno w Polsce, jak i poza granicami, dlatego chętnych jest wielu, mimo że wymagania wstępne są kosmiczne, jeśli chodzi o wyniki zdanej matury na poziomie rozszerzonym i warunki zdrowotne.

Czy pilotem może być tylko mężczyzna?

Otóż nie ! Praca pilota wydaje mi się typowo męska. Jednak chodząc po korytarzu szkoły zauważyłam, że kobiet jest tam sporo, choć mniej niż mężczyzn. Cieszę się, że dano dziewczętom szanse i teraz kobiety pokazują ,co potrafią !

Czy stereotyp o wojskowej kuchni jest prawdziwy?

Myśląc o kuchni wojskowej, wyobrażałam sobie niesmaczne jedzenie przygotowywane w pośpiechu, w warunkach polowych i niehigienicznych. Ugotować obiad dla tak dużej ilości osób jest nie lada wyczynem, a do tego sprawić ,by był smaczny - niemożliwe! Inna wizja , która mi się wyświetlała jeszcze zanim zostałam zaproszona do stołu , pochodziła z opowieści dziadka, który z lubością wspominał gęstą, pożywną grochówkę serwowaną podczas jego służby wojskowej. Takiego dania bałam się niczym ognia. A jaka okazała się rzeczywistość? Jedząc na stołówce wojskowej, zmieniłam zdanie na temat kuchni wojskowej. Kantyna w Dęblinie to piękny, nowoczesny budynek, posiłki wydawane były w ogromnej stołówce, dla studentów kilka wersji do wyboru. Nasz obiad był naprawdę smaczny. Pieczarkowa i bukiet warzyw obok pysznego mięsa - zestaw dla panów i dbających o linię pań kazał natychmiast zapomnieć o menażce pełnej grochówki. Więc jeżeli ktoś obawiał się w przyszłości szkoły wojskowej, zapewniam, głodny nie będzie, a do tego nauczy się jeść zdrowo!

Czy edukacja lotnika jest bezpieczna i ciekawa?

Gdyby przyszły lotnik już na pierwszych zajęciach wsiadł do samolotu, nie wiadomo, czy skończyłoby się to dobrze. Trzeba wiele wiedzieć i wiele przewidywać, dlatego większość sal jest wyposażona w symulatory wszelkiego rodzaju , od tych pochodzących z lat 60-tych ,po najnowsze. Obserwowałam, jak jeden student ćwiczył swe umiejętności na pewnym urządzeniu. Na naszych oczach wykonywał zadania polecane mu przez instruktora. Efekt jego pracy wyświetlał się na ogromnych monitorach. Byliśmy w sali , a widzieliśmy obraz, jaki widziałby pilot przelatujący nad owym budynkiem. Najciekawszy okazał się epizod , gdy nie mogłam utrzymać się na nogach w czasie manewru wykonywanego przez studenta. Uległam złudzeniu, że naprawdę skręcamy ,chociaż stałam obok koleżanek i tylko patrzyłam na ekran. Przekonałam się, że tam w Dęblinie nie wystarczy już zeszyt i długopis, a nawet chęć szczera. Konieczny jest kontakt z zaawansowaną techniką, by wyćwiczyć na ziemi to, co przyda się w przyszłości w powietrzu. Aby dla pilota liczba startów oznaczała liczbę lądowań.

Czy nauka w Szkole Orląt polega tylko na lataniu?

Zdecydowanie - nie! Aby współcześnie latać, należy biegle władać obcymi językami, w tym perfekcyjnie angielskim, znać dobrze matematykę i fizykę. Pilot musi też być bardzo sprawny fizycznie. Na te właśnie przedmioty jest położony największy nacisk. Nie dziwiły więc kolejne sale wykładowe, gimnastyczne, baseny, laboratoria i mnóstwo modeli silników oraz przeróżnych detali statków powietrznych.

Symulatory symulatorami, a gdzie prawdziwe samoloty?

Gdy zwiedziłam Wyższą Oficerską Szkołę Sił Powietrznych, nadeszła pora na oryginalne maszyny powietrzne. Przed wejściem do tamtejszego muzeum /dziś instytucji odrębnej od uczelni / przywitali nas dwaj mężczyźni. Starszy, pan Roman Kozłowski okazał się profesorem niegdyś uczącym w Dęblinie. Młodszy - pan Witold Sokół - jego studentem z 1993 roku. Muzeum zrobiło na mnie duże wrażenie , a bałam się, że będzie nudno. Jednak gdy oprowadzają cię dwie osoby z ogromną wiedzą , to wszystko przypomina pieśń chóru. Dwa różne głosy, ale melodia zgodna. Mnóstwo samolotów - starych, nowszych, bojowych i treningowych… Między nimi dwa eksponaty jak z innej rzeczywistości - schody papieskie, po których stąpali Jan Paweł II i Benedykt XVI. Zdałam sobie wtedy sprawę, że choć lotnictwo nie było moją pasją ani zamiłowaniem, warto słuchać innych uważnie. Nie wiadomo kiedy i jakie niespodzianki nas czekają.

Szkoła podstawowa, Szkoła gimnazjalna, Szkoła licealna, projekty edukacyjne