O "ławeczce J.Himilsbacha" - wersja dłuższa

Adrian Goławski, klasa II matematyczno- fizyczna

O historii, ławeczce i kontrowersjach oczami licealisty

Nauka w szkole od dawien dawna bardzo wielu osobom (w różnym wieku) jawi się jako tzw. “wiedza bezużyteczna”. Ciężko się z tym nie zgodzić, obserwując absolwentów liceów, którzy po „zaliczeniu” matury po sześciu latach nauki biologii potrafią z pamięci wymienić organella pantofelka, a nie wiedzą, jak poradzić sobie z przeziębieniem i grypą. Podobnie po dziewięciu latach historii uczniowie „poruszający się” zgodnie z programem, więcej wiedzą o irygacji pól w starożytnym Egipcie i renesansowej reformacji niż o najnowszej historii swojego własnego miasta, co dla nas, mieszkańców “małej ojczyzny” powinno być o wiele istotniejsze, gdyż ma (mniejszy lub większy) wpływ na nasze życie. Raz na jakiś czas w planie trafiają się jednak lekcje, które dzięki swemu przebiegowi pozwalają nam od czasu do czasu oderwać się od programu i wbrew codziennemu szkolnemu porządkowi, poszukać najświeższej wiedzy tam, gdzie rzeczywiście się ona znajduje, a nie jedynie na kartach pogniecionych podręczników. Szukaliśmy historii naszego miasta nie w książkach i czasopismach, ale na jego ulicach... A ja, jako członek tej wyprawy, mogę zapewnić, że jest to jeden z najlepszych sposobów zdobywania wiedzy.

“ Aktor, alkoholik związany z Mińskiem...?”

Na początku roku szkolnego (konkretnie dziewiątego września) w naszym mieście miał odbyć się reklamowany od dobrych kilku miesięcy Festiwal im. Jana Himilsbacha, który, jak twierdziła nasza nauczycielka WOK-u, (wiedzy o kulturze) pani Renata Bakuła, jest jednym z ważniejszych wydarzeń kulturalnych, jakie odbywają się w Mińsku. Miał on być dla nas wprowadzeniem w świat obserwacji lokalnych wydarzeń kulturalnych i początkiem wspólnej drogi na nowym przedmiocie. Niestety, jak okazało się na wstępie, niewielu z nas wiedziało “o co jest cały szum”, jaki ostatnio zawrzał w naszych lokalnych mediach. Wszędzie można było słyszeć głosy niechęci, a nawet otwartego sprzeciwu wobec pomysłu uczczenia urodzonego w Mińsku aktora. Co gorsza, niewielu z nas miało w ogóle pojęcie, kim tak właściwie był główny bohater toczących się wokół kłótni. Mimo iż starsi mieszkańcy miasta wiedzą więcej (być może nawet są w stanie poszczycić się osobistym spotkaniem pana Himilsbacha), my o postaci samego J. Himilsbacha z początku wiedzieliśmy niewiele. Małe przebłyski wspominały coś o aktorze, grającym role alkoholików, w jakimś stopniu związanym z Mińskiem. Z powodu tak nieusystematyzowanych wiadomości musieliśmy poświęcić dwie pierwsze godziny na zgromadzenie wiadomości o postaci naszego sławnego naturszczyka, dowiadując się raz po raz co ciekawszych faktów z jego życia łączących go z naszym rodzinnym miastem i tłumaczących, czemu tak właściwie wokół powstało tak wiele kontrowersji.
Sam Himilsbach jak i jego festiwal - wedle słów niektórych krytyków - nie byli mile widziani w Mińsku. Jak wiele w tym prawdy? Postanowiliśmy zbadać to na własną rękę. Tak więc wielu z nas postanowiło wybrać się na festiwal, a także korzystać z innych źródeł, aby wysłuchać jak największej liczby argumentów obu stron i zdecydować, co my, młodzi mińszczanie, sądzimy o pomyśle postawienia sławnej “Ławeczki Himilsbacha”.

“Niedobór Himilsbacha w Festiwalu Himilsbacha”

Kontrowersje trwały chyba wyłącznie do momentu rozpoczęcia samej imprezy. Cóż... Festiwal był bardzo udany. Wśród jego uczestników w ciągu całego jego trwania trudno było znaleźć chociaż jednego krytyka, który narzekałby na możliwość obejrzenia filmu, posłuchania muzyki, kupienia zabawnych gadżetów i koszulek czy chociażby zjedzenia smażonych oscypków. Nazwisko Himilsbacha trochę za szybko zniknęło ono wśród rwących uszy krzyków fanów „T. Love.”Nie narzekam oczywiście na samą kapelę Muńka Staszczyka, której występ bardzo mi się podobał, jednak wydaje mi się, że ich sława z lekka przyćmiła sławę samego Himilsbacha. Sądząc po tłoku w okolicach dziewiątej wieczorem, większość zebranych przyszła na sam koncert.
“Ławeczka”
Powiem szczerze, nie tylko ja, ale również wielu moich znajomych w czasie festiwalu nie miało czasu na przyjrzenie się Ławeczce, która została odsłonięta na samym początku imprezy. Poza tym w świetle scenicznym i mgle ciężko było przyjrzeć się uważniej nowiutkiej rzeźbie, toteż na lekcji WOK-u postanowiliśmy, że za tydzień lub dwa wybierzemy się razem, aby przyjrzeć się bliżej nie “Ławeczce”, a raczej “Stolikowi Himilsbacha” (co żartobliwie wytykałem za każdym razem, gdy ktoś o rzeczonej rzeźbie wspomniał). Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy.
Podczas jednej z lekcji WOK-u udaliśmy się na plac, aby w normalnym świetle bez krzyków i wiwatów na spokojnie przyjrzeć się nowej atrakcji, jaka od czasu festiwalu stoi na placu przed starym mińskim kinem. Nie zajęło nam zbyt wiele czasu odnalezienie “Ławeczki” na pustym placu przy miejskiej bibliotece. Podeszliśmy do niej z ciekawością, choć od samego początku nasze uczucia były... bardzo mieszane.Cóż ukazało się naszym oczom, kiedy dotarliśmy na miejsce? Dosyć ciekawa, niska i średnio przystojna postać siedząca na krześle tuż obok stolika, na którego “blacie” (umówmy się, nie ma tam blatu) stała maszyna do pisania, której litery układały się w imię i nazwisko przedstawionej osoby. Rysy twarzy, niedbała postura i papieros w ręku potwierdzały nasze przypuszczenia. Tak naprawdę jedyną osobą, która stanęła w obronie artysty i miasta była nasza nauczycielka, która opierając się na swej własnej wiedzy i doświadczeniach uznała, że rzeźba ta nie jest niedokończona, lecz dobrze przemyślana, a autor z pewnością chciał w niej zawrzeć jakieś istotne przesłanie. Na pewno na kolejnych lekcjach nowego przedmiotu będzie okazja, żeby o nim porozmawiać.

Szkoła podstawowa, Szkoła gimnazjalna, Szkoła licealna