Nie otrzęsiny czynią pierwszaka

M. Bochyńska

Przybyciu do nowej szkoły, wybranej przez dziecko lub rodziców zawsze towarzyszą duże emocje – niepokój o miejsce w grupie, lęk przed nieznanym gronem nauczycielskim i zwykłe obawy, czy sprosta się wymaganiom stawianym na lekcjach. Wielu ponadto zadaje sobie pytanie, jak zacząć, by nie pogubić się i w przyszłości nie zawieść rodziców?
Zadaniem dorosłych , przede wszystkim pedagogów, jest dostrzeżenie problemu i minimalizowanie owego ciążącego na pierwszoklasistach balastu. Rozwiązań zapewne tyle, ile szkół…

Jak radzą sobie z tym Salezjanie w Mińsku Mazowieckim? Pomocne są tu dwie teorie. Jedna wywodzi się od samego założyciela Zgromadzenia – św. Jana Bosko, nakazująca wychowywanie dziecka zgodnie z rozumem, religia i miłością (sercem). Druga została przejęta z medycyny i przypomina, że „primum non nocere”.
Tak więc 1 września spotkaliśmy się najpierw u stóp ołtarza na Eucharystii, potem dopiero z wychowawcami, by wzajemnie się przedstawić i otrzymać legitymację członka tej społeczności.
Wtorek drugiego września był dla pierwszaków z liceum i gimnazjum dniem bez książek i plecaków. Starsi koledzy służyli pomocą w poznaniu budynków, częstowali słodyczami, zachęcali miłym słowem. Sądzę, że ofiarowany młodzieży czas na miejscu, w szkole, spotkania z wychowawcami, kapłanem – współwychowawcą i pedagogiem szkolnym dały okazję do wzajemnego poznania się oraz otworzenia się na bliźnich. Taki dzień był novum w naszym środowisku i częściowo zastąpił dawniejszą ofertę kilkudniowego wyjazdu na obóz integracyjny.
Z końcem września na jednej z lekcji wychowawczych łączyliśmy się na klasowej Mszy św., polecając wszystkich solenizantów urodzinowych i imieninowych, których uroczystość przypadła w tym miesiącu.
W kolejną środę roku szkolnego drugoklasiści zorganizowali dla młodszych kolegów dyskotekę. Utrwalone na zdjęciach epizody, ukazujące rozbawione, uśmiechnięte buzie, same mówiły za siebie. Podobało się. Były tańce, wspólne śpiewy (karaoke) ulubionych szlagierów, słodycze, owoce i pamiątkowe życzenia, wręczane każdemu uczestnikowi przez starszy rocznik. „Maluchy’’ zapewne słyszały o szkolnych obrzędach inicjacji, kojarzących się z wymyślnymi torturami i smakowaniem naprędce przyrządzonych mikstur. Stąd nie wszystkie przyszły w ów wieczór do szkoły. A szkoda! Mogłyby się przekonać, że tzw. „fala” w placówkach oświatowych nie musi być powszechna. W jej miejsce proponuje się życzliwość i dobrą zabawę.
Następną okazją do integracji nowoprzybyłych uczniów była wycieczka. Pojechały na nią 3 października kl. I gimnazjum i kl. I liceum wraz z wychowawcami, kapłanem i nauczycielką plastyki. W pięknej kaplicy, pamiętającej jeszcze czasy Kazimierz Wielkiego, Kębelskiej Pani – złożyliśmy wszystkie czekające nas w nowym roku szkolnym zadania: naukę, obowiązek utrzymania dobrych relacji z Bogiem i ludźmi, nowe przyjaźnie. Poleciliśmy też zdrowie Oli, która poprzedniego dnia uległa wypadkowi drogowemu oraz panią Tereską Jackowską, nasza nauczycielkę, zmarłą wiosną, która tego dnia obchodziłaby imieniny. Potem dzięki pani Jagodzie Bajorek (plastyczce) – każdy mógł w praktyce zaobserwować elementy stylu gotyckiego w architekturze i rzeźbie, a dzięki uprzejmości tamtejszego proboszcza – poznać historię Sanktuarium Maryjnego w Wąwolnicy koło Lublina. Zapanowała niezwykła wśród młodzieży cisza. Wszystkich poruszały przytaczane świadectwa uzdrowień cielesnych i duchowych za przyczyną Matki Bożej Kębelskiej. A było ich tylko ostatnio ponad dwieście!
Nałęczów – znane już w wieku XIX uzdrowisko, obecnie modne SPA – przywitało nas deszczem siąpiącym z zasnutego stalą nieba. Nic dziwnego, że młodzież nie była skora do podziwiania parku zdrojowego, uwiecznionego w „Lalce”, „Ludziach bezdomnych” i innych utworach. W Pałacu Małachowskich zobaczyliśmy zachowane pamiątki po Bolesławie Prusie, ongiś częstym gościu kurortu, zaś w tzw „Chacie” – po Stefanie Żeromskim i jego rodzinie. W głębi posiadłości zadumaliśmy się nad grobem Adasia- przedwcześnie zmarłego syna autora „Siłaczki” . Potem jeszcze rzut oka na ciekawe eksponaty ustawione w nałęczowskim parku zdrojowym, umoczenie rąk w „prawdziwej” wodzie mineralnej… i wyjazd do Kozłówki. Nie przewidzieliśmy, że napotkamy przeszkody. Wypadek drogowy ( na szczęście nie nasz) uczył cierpliwości, ale i spowodował opóźnienie w przybyciu do okazałej posiadłości Zamoyskich. W związku z tym jedna z grup mogła obejrzeć wnętrza arystokratycznej rezydencji jedynie pobieżnie. Tak też bywa. Zachwyt budziły piękny park i kaplica, wzorowane na rozwiązaniach z Wersalu. O dziwo młodzieży bardzo spodobała się ekspozycja w galerii sztuki socrealizmu. Pomniki, prasa, plakaty z czasów głównie stalinowskich, płynąca z głośników muzyka „porywająca do budowania socjalistycznej Ojczyzny” powiedziała im o trudnych powojennych czasach więcej niż niejedna lekcja historii.
W autobusie w drodze powrotnej do domu było gwarno i wesoło. Widać integracja się powiodła! Pierwszoklasiści już głośno planowali, w jakiej formie odwdzięczyć się za życzliwość starszym rocznikom.

Szkoła podstawowa, Szkoła gimnazjalna, Szkoła licealna