PIKNIK SALEZJAŃSKI okiem Mamy ....

Mama Mateusza

To już tradycja, że nasza szkolna rodzina spotyka się, bawiąc i biesiadując razem jesienią oraz wiosną. W niedzielę bawiliśmy się charytatywnie już po raz czwarty.

Kapryśna ostatnio aura dawała się nam we znaki, wszyscy z utęsknieniem wyglądaliśmy złotej jesieni, a wraz z nią czwartego już Jesiennego Pikniku „Nigdy nie idziesz sam". To już tradycja, że nasza szkolna rodzina spotyka się, bawiąc i biesiadując razem jesienią, a później wiosną.W dzisiejszych zaganianych, zapracowanych czasach, często nie jesteśmy w stanie wygospodarować chwili na relaks i takie zwyczajne spędzenie dnia z najbliższymi.Częściej z drugim człowiekiem rozmawiamy przez telefon, smartfon, iPhon, iPod, czy przez skype, a z ludźmi spotykamy się na portalach społecznościowych. Nic w tym złego, ale chyba gdzieś po drodze ułatwiającej nam możliwość kontaktu, zapomnieliśmy o bezpośredniej relacji z drugą osobą.

Niedzielny salezjański piknik przywołał mi na myśl spotkania odbywające się u moich dziadków, kiedy cała rodzina zjeżdżała się, ciocie, wujkowie, kuzyni, kuzynki, aż przy stole było tak ciasno, że dostawiało się kolejny, a i to niewiele pomagało. Wtedy na powitanie była modlitwa odmawiana przez dziadka, głowę rodziny… My w niedzielę przywitaliśmy się Mszą Świętą, zapraszając Boga do naszego grona. Następnie przenieśliśmy się na świeże powietrze pomiędzy stoiska pełne różności. U mojej babci były to pyszności przygotowane przez nią samą i przez nas, nikt nie przyjeżdżał z pustymi rękami... Dzięki zaangażowaniu rodziców nasz szkolny piknik w niczym nie ustępował babcinej biesiadzie. Nie obyło się bez pełnej słodkości kawiarenki, tak lubianego przez wszystkich grilla, wzbogaconego tym razem o różnego rodzaju sałatki, cieszących się popularnością wśród dzieci, i nie tylko, gofrów i popcornu. Nowością, która chyba zagości u nas na dłużej, było swojskie stoisko, na którym mogliśmy się delektować cudownym bigosem z domowym chlebem na zakwasie i zaopatrzyć w domowej roboty przetwory. Nie mogło oczywiście zabraknąć rozrywki. Czas umiliły nam występy dzieci, które niemalże od początku roku szkolnego przygotowywały oprawę artystyczną. Gratulacje! To mało?... Zaprosiliśmy także młodych i tych nieco starszych do udziału w konkursach i zabawach: były biegi w workach, pokaz umiejętności w ucieraniu marchewki, próba sił w chodzeniu na szczudłach. Twarze obowiązkowo należało ubarwić. Każdy mógł też uwolnić książkę, by się na półce nie kurzyła, zagrać partyjkę szachów, upiec kiełbaskę nad ogniskiem, obejrzeć wystawę, sprawdzić swoje umiejętności na fantomie, przymierzyć „pijane okulary", a w razie potrzeby - nawet skorzystać z porady specjalisty. Przede wszystkim jednak - spędzić czas razem, poznać się, utrwalić zawarte już przyjaźnie.

Nie możemy zapominać o wsparciu, jakiego każda rodzina udziela swoim członkom. Nasza - salezjańska - nie jest inna. Wszyscy doskonale wiemy, iż potrzeby naszej szkoły są ogromne, dlatego też nikt z nas nie szczędził grosza, aby dochód z pikniku był jak największy - budujemy przecież szkołę, szkołę dla naszych dzieci. Pomagamy też hospicjum. Tym razem uzbieraliśmy kwotę w wysokości 4530 zł. Zgodną decyzją Rady Rodziców połowa tej sumy zostanie przekazana Hospicjum Domowemu Caritas w Mińsku , połowa zaś stanie się symboliczną cegiełką na budowę szkoły.

To była udana niedziela spędzona z rodziną i dla rodziny, a potwierdzeniem tego nich będzie stwierdzenie mojego syna, który, kiedy tata w poniedziałek odebrał go z przedszkola, spytał od razu:

- Czy jedziemy do szkoły?

- Ale dlaczego? Przecież Mateusz jest już w domu.

- Jak to dlaczego?! Na piknik!

Szkoła podstawowa, Szkoła gimnazjalna, Szkoła licealna